piątek, 9 lutego 2018




to z wczoraj.
wczoraj miałam od rana totalnie wolne.
mama pojechała do wawy. 
ale to był dziwny dzień. słońce świeciło.
ponagrywałam trochę filmików.
trochę pooglądałam telewizję. w sumie większość oglądałam dnia.
pozbyłam się w cudzysłowie pitka. wróci w sobotę. ale tęsknię:p
no i zamówiłam gigantyczną pizzę, choć nie powinnam.
ale to był ostatni raz. naprawdę.
koniec z pizzami. na co najmniej miesiąc. a więc co najmniej do połowy marca.
fujowo. mam dość. ale była pyszna. więc nie żałuję.
ale to był ten transgresyjny moment.
teraz będę już tylko gotować zdrowo i robić sobie zdrowe, lekkie, warzywne w większości potrawy.



a dzisiaj rano trochę się zirytowałam. tzn nawet nie.
ale, specjalnie pojechałam do lekarza, by pobrać krew.
i po1 tak jak nigdy nie było tam kolejki, tak teraz było tysiąc osób,
dodatkowo nagle z końca kolejki kobiety okazywały się być w ciąży.
tak więc o 8.10 stwierdziłam, że to sensu nie ma. 
a dodatkowo okazało się, że to badanie i tak kosztuje tutaj aż 60zł.
tak więc nie. i wiesz co? pierdzielę to i nie robię wcale tych badań.
mam to gdzieś. ale no pojechałam.
mimo że jeszcze autobus akurat w sumie odjechał mi w drodze powrotnej. 
ale jestem w domu, zjadłam jabłkową owsiankę i mam zamiar nic nie robić.
w dupie mam wszystko. i nie będę się przejmować.
nie muszę nic i mogę wegetować. i chcę wegetować.
już mi nie zależy. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz