dzisiaj rano poszłam do łuca,
zawsze po spotkaniach z nią poprawia mi się nastrój.
świeciło słońce, zjadłam szybki makaronik i poszłam z psem na długi spacer.
po powrocie odkurzyłam, między czasie też czytałam
dawno porzuconego stephena kinga.
wieczorem zrobiłam zapiekankę z cukinii i oglądałam jeden dzień.
znowu się popłakałam. chyba dobrze, że już jutro ostatni dzień
tego długiego, mozolnego roku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz