a to z dnia po tym, jak na noc była justa.
nocka była przeudana i przesympatyczna.
wino, popcorn i lody o północy. długie szczere rozmowy.
no ale następnego dnia nie było aż tak różowo:p
rano jeszcze bardzo ok - zjadłam kokosowy pudding z tapioki,
który przyniosła mi poprzedniego dnia justa,
potem się kręciłam, gotowałam.
zrobiłam wegańską mozarellę z nerkowców, krem rabarbarowy,
mleko jaglane, a po południu pączki i donuty.
oczywiście wegańskie, bezglutenowe i bez cukru.
(oprócz odrobiny syropu glukozowego, który był w ekstrakcie waniliowym:<
przez co mi źle, ale mam nadzieję, że to nic)
ale wyszły, więc byłam bardzo zadowolona.
mimo to, tego dnia było mi mega niedobrze -
tak właśnie nagle w ciągu dnia,
a potem pod wieczór.. ale po zjedzeniu kolacji polepszyło mi się.
no a następnego dnia właśnie waga nie była zachwycająca (wczoraj),
a jeszcze zamówiłam przecież pizzę. tragedia.
no ale mówię, to był tłusty czwartek i moment przełomowy.
teraz będzie tylko lepiej:>
ale na moich kurczę zasadach.
teraz będę przeglądać stare zdjęcia. na to mam ochotę.
i nie wchodzę na głupie fb. wszystko mam wyrąbane <3